Zwierzęta w naszym domu

W mym domu rodzinnym zawsze mieszkało bardzo wiele zwierząt. Nasz dziadek pracował w schronisku, i nie raz, nie dwa, zdarzało się dziadkowi przyprowadzać do naszego mieszkania kulawego psa albo malutkiego kociaka.

Pies
Zwierzaki () te nasze wcale nie żyły ze sobą „jak pies z kotem”, wprost przeciwnie, prędko przyzwyczajały się do siebie, potrafiły nawet razem spać w jednym legowisku. Nawet moja ukochana papuga żyła w zgodzie z psiakiem! Wszyscy przyglądali się ze zdziwieniem ich wspólnym śmiesznym, zabawom. Polegały one na tym, że papuga przyfruwała na podłogę lub gdzieś nisko, aby być w zasięgu pyszczka naszego psiaka, i czekała na jego reakcję. Pies wtenczas przybiegał, trącając delikatnie papugę pyskiem, przykładowo w ogon. Papużka zrywała się z krzykiem w powietrze, po czym po chwili powracała znów na podłogę. I helikopter zdalnie sterowany dla dziecka zaczynała się od nowa. Mogły się tak wygłupiać bez końca.

Pamiętam malutkiego kociaczka, którego mama zginęła w tragicznym wypadku, osierocając biedne maleństwo, które nawet pić samo nie umiało. Chcieliśmy z bratem karmić kociątko z butelki przez smoczek - niczym niemowlaka, ale kociak nie był w stanie chwycić smoczka, który był niewiele mniejszy od jego głowy, a i butelka też była o wiele za duża.

Wtenczas nasz dziadek wpadł (jak zazwyczaj nasz dziadek) na fantastyczny pomysł! Mianowicie wyjął z szuflady malutką buteleczkę z kroplami do oczu, wylał z niej resztkę lekarstwa, wymył dokładnie, po czym nasunął na nią gumowy wentyl rowerowy. I dzięki temu pomysłowi udało się kociaka wykarmić. Dopiero kiedy urósł już troszeczkę przeszedł na niemowlęcą butle. Śmiechu przy tym było co nie miara, albowiem głodny kotek rzucał się na butlę większą od siebie. Wyrósł w końcu na zdrowego, potężnego kocura. I to wszystko dzięki zaradności naszego mądrego dziadunia.

Mój starszy brat Krzysio też lubił zwierzątka, jednakże preferował jaszczurki oraz węże, których ja strasznie się lękałam (zwłaszcza że karmił je myszami i różnym robactwem). Najcenniejszą w jego terrarium () była tzw. agama brodata, cena której na tamte czasy była rzeczywiście niemała. Dziadek podarował ją mojemu braciszkowi z okazji urodzin. Brat kochał ją za (jak twierdził) jej niezwykłą urodę i przywiązanie. Rzeczywiście, chodziła za nim krok w krok. Cóż, każdy ma jakiegoś bzika ...
23-03-21 06:03:50